Niedzielny spacer utwierdził mnie, że na pewno idzie wiosna. Kaczki zgodnie pływały parami. Miło patrzeć na miłość i zgodę w przyrodzie.
Dużo się działo. Było wesoło i smutno.
Byliśmy na maratonie kabaretowym, to bożonarodzeniowy prezent od dzieciaków. Śmiałam się szczerze i do łez. Czterogodzinny występ nie zanudzał, choć sami wybralibyśmy coś innego.
Niestety było u nas, tak jak bywa w życiu, śmiech przeplata się ze łzami. Pożegnaliśmy najstarszego kuzyna z naszego rodu. Wielki, mądry i dobry to był człowiek. O nim nie zapomnimy nigdy. Był naszym wzorem, drogowskazem. Był mi bardzo drogi, żegnaj!
Śmierć Tadeusza sprawiła, że zagłębiałam się w smutną i straszną literaturę. Przeczytałam "Nienawiść" Stanisława Srokowskiego. To opowiadania kresowe o mordach na Podolu. Okropne, że tak może być okrutny człowiek wobec drugiego człowieka! Już po tej lekturze wiem, że nie mogę, nie chcę obejrzeć filmu "Wołyń".