Byłam w teatrze na sztuce "Klub kawalerów" Michała Bałuckiego. To komedia napisana 120 lat temu. Zastanawiałam się czy będzie mnie śmieszyć tekst sprzed wieku?
Okazało się, że reżyser
tę sztukę uwspółcześnił i w ten sposób ożywił tekst. Trochę to chwilami było kabaretowe, a nawet groteskowe ale dzięki dobrej grze aktorów było śmiesznie i nie nudno.
Spektakl zaczął się muzyką z "Odysei kosmicznej", a aktorzy przedstawiali się recytując didaskalia z tekstu Michała Bałuckiego.
Było na scenie wiele ambarasu i trochę dziwnych rzeczy. Sztuczny byk oryginalnej wielkości, kilka manekinów, piękne, białe, takie na noc poślubną, łóżka na kółkach. Wielki tort, siekiera w ręku aktora, 🍉 arbuz rzucamy, jedzony itp.
Śpiewano też piosenki " Ratunku, na pomoc ginącej miłości" z repertuaru Kaliny Jędrusik i "Szuję" śpiewaną przez Irenę Kwiatkowską w Kabarecie Starszych Panów".
Bawiłam się dobrze, a oklaskom po spektaklu nie było końca.