Tak! Pamiętam jak mój mąż w 1975 roku kupił pierwszy samochód – „malucha”.
Fiat 126 p został podrasowany i posiadacz tej szybkiej maszyny jeździł ścigać
się na torach wyścigowych tam, gdzie trenował Sobiesław Zasada.
W świąteczne dni pokonywaliśmy
aż sto kilometrów, by zjeść w „kultowym” miejscu kaczkę z jabłkami, a obok nas
siedziała ze swoim Jams Bondem Urszula Sipińska, otulona białym kożuchem
uśmiechała się do nas, a ja czułam się (bosko?), (w siódmym niebie?), na pewno
wyjątkowo!
Niestety, a może „stety” nie
byłam dziewczyną Jams Bonda, byłam jego żoną.
Nie każdy ,tylko mój! /hi ,hi /
OdpowiedzUsuńZmienia Ci się styl w zależności od notki.Czy to taki kamuflaż?
Nie, nie kamufluję się już! taka już pewnie jestem, różna, roztrzepana. Pozdrawiam.
UsuńA jednak to miłe wspomnienia
OdpowiedzUsuńinformuje jeszcze do rękoczynów z panem w Orange nie doszło ale wszystko przede mną:)
OdpowiedzUsuńnie dziewczyna Bonda ale za to jakie wspomnienia cudne:)