Urodziła się w szpitalu w
wiosenny poranek. Była maleńka jak ptaszek, dzióbek układała w
serduszko, dużo kwiliła. Cichutko. Po dwóch tygodniach zawieziono ją do domu.
Wtedy pierwszy raz jechała windą, bo to był wieżowiec. Mały pokoik dzieliła z
ośmioletnim bratem. Miała swoje białe łóżeczko, przeróżne gumowe zabawki i
pomarańczowy kocyk w niebieskie kotki. Jej był też bogaty zestaw kosmetyków
zdobytych z NRD, szafka z ciuszkami dla niemowlaka , a wszystko przywiezione ze
Wschodnich Niemiec, bo w kraju, gdzie się urodziła, nie było nic!
Karmiono
ją mlekiem matki, a po trzech miesiącach mlekiem z butelki. To też był problem!
Mleko nazywało się Bebiko i trzeba je było sprowadzać aż z Łodzi, dokąd
jeździli pracownicy ojca. Butelki dostaliśmy od zaprzyjaźnionej pani z
krwiodawstwa. Były szklane, miały podziałkę, można je było gotować, a poza
tym w zakrętce mieścił się smoczek.
Smoczki można było kupić normalnie, na szczęście!
I tak
dziewczynka – ptaszek rosła, słabiutko przybierała na wadze, ale była radosna i
pełna życia!
Na
spacery (z bratem, mamą, a bywało, że i z tatą) wożono ją w głębokim
czerwono-białym wózku na stadion. Tam na trawniku , w cieniu szumiących topoli
słodko spała. Po roku wózek zmieniono na spacerowy, a kolejne lata biegała po
murawie lub szutrowej bieżni. Kibicowała ojcu, który tam biegał ćwicząc
czterystu i tysiąc metrowe dystanse. Spokojnie bawiła się w dom na kocyku w
kotki, karmiła lalki i zajadała piknikowe smakołyki. (Jeśli takowe udało się
wystać !)
W
czwartym roku jej życia rodzina wyprowadziła się z wieżowca. Mieszkała teraz
wraz z bratem i rodzicami na drugim piętrze w czteropokojowym mieszkaniu. Miała
swój pokoik pełen lalek i zabawek. Przed domem rozpościerały się dzikie łąki i
z okien widać było las a… najbliżej było na stadion! Stadion, miejsce spacerów
i zabaw był inny, niż ten z czasów jej niemowlęctwa, przedwojenny, zniszczony,
ale nie pozbawiony uroku. Było tam tyle miejsca i swobody!
Mała
dorastała, a miasto rozpoczęło odbudowę tegoż zabytkowego obiektu. Właśnie ukończyła
piątą klasę i w wakacje uczestniczyła w pokazie gimnastycznym, który
zorganizowano z okazji otwarcia naszego stadionu z sąsiedztwa. Tam na
ratanowych nawierzchniach odbyła się pierwsza w mieście olimpiada
lekkoatletyczna dzieci i młodzieży. Przez kilka lat stadion tętnił życiem,
słychać było w domu koncerty, a na balkonie można było czuć się jak w loży.
Lata
mijały. Mała zaczęła studia w wielkim mieście. Po wielu trudach otrzymała pokój
w akademiku i mieszkała sobie przy…(oczywiście!) stadionie żużlowym! Czy tam
bywała? Pewnie nie, sportem interesowała się tyle o ile, a w czasie bycia
żakiem było wiele ciekawszych rozrywek -
wiadomo!
Mała rozpoczęła dorosłe życie. Pracowała i
myślała o własnym mieszkaniu w mieście z którym nauka i miłość związały ją na
stałe. Pokochała, wyszła za mąż i szukała miejsca, gdzie by tu uwić swoje gniazdo!? Nawet
rodzicom pokazywała miejsce, które planowała zagnieździć. Małą, jej męża i
rodziców zauroczyło mieszkanie na parterze wśród zieleni z wyjściem na ogród z
jednej strony, a z widokiem …na stadion z drugiej. Stadion okazały, zadbany,
ligowy piłki nożnej!
I tak
jak czterdzieści lat temu Mała z córką i mężem bywają okazjonalnie na
trybunach, a wyniki i strzelone bramki odbijają się echem o ściany jej
mieszkania. Można Małą pytać: „Czy przeszkadza pani to, że mieszka pani przy
stadionie?”. Na pewno odpowie: „Nie! Nie! Nienienie!”
Mała wyrosła na "biernego" kibica ;)
OdpowiedzUsuńBardzo trafne określenie i szczerze przyznam-prawdziwe! Dziękuję, pozdrawiam.
UsuńHa! To jest dopiero historia. Fajnie pewnie przez cały czas musi mieć ta dziewczyna - ledwo z okna się wychylić i już można podejrzeć co tam robią na stadionie. W dodatku zawsze bez biletu, bo po co płacić, jak można mieć za darmo. Żyć, nie umierać normalnie!:)
OdpowiedzUsuńŚwietna, wzruszająca historia z zaskakującym zakończeniem:) A żużel, piłka nożna i... hokej to moje ulubione dyscypliny sportowe;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Znakomita historia. :)
OdpowiedzUsuńPolecam wszelkie takie wydarzenia typu wystawa klocków Lego, makiety jakieś itp. Warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy na to. :)
Pozdrawiam!
Na pewno warto, ale dość daleko mamy do Stolicy! Pozdrawiam.
UsuńCiekawa opowieść... kiedyś była taka mała... a teraz sama jest już dorosła :)
OdpowiedzUsuńJedna z moich córek też jest majowa...
Clara
Stadiony są nieodzownym elementem Twojego życia :) póki nie wybudują cmentarzu koło stadionu możesz żyć spokojnie, że nic ci się nie stanie :D
OdpowiedzUsuńŁadnie. Tak zdrowo - sportowo. Można się zakazić umiłowaniem jakieś dyscypliny, a to niebezpieczne:-)
OdpowiedzUsuńczyli ze sportem po sąsiedzku :), a ponieważ od małego stadiony wciąż plątały się w jej życiorysie, nic dziwnego, że taki sąsiad jej nie przeszkadza :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń