Weekend spędziliśmy w
Bydgoszczy. Było super! O tym opowiem innym razem.
Pragnę myślami wrócić do
Krakowa.
Wybierając się do Krakowa
bardzo pragnęłam zbaczyć Cricotekę. To były moje ciche plany, moje marzenie. Kilka
lat temu, gdy płynęłam Wisłą, widziałam wielki napis CRICOTEKA. Wiedziałam, że
jest to centrum Kantora w budowie. Bałam się, że moje plany nie będę w stanie
zrealizować, był nas przecież cały autobus!
Udało się! W czworo
urwaliśmy się z wycieczki i przeprawiliśmy się przez Wisłę, pod muzeum zawiózł
nas Pan Samochodzik, opowiadał bardzo interesująco, zatrzymywał się w ciekawszych
jego zdaniem miejscach i sam był ciekaw, gdzie na Kazimierzu mieści się ta
Cricoteka!
I oto ukazało nam się cudo, dworek cały w szkle!!! Połączone stare z
nowym. Wydało mi się takie kantorowskie! Oniemiała i bardzo podniecona weszłam
do budynku.
Kupiliśmy bilety i udałam
się do małej księgarni w której kupiłam książkę Krzysztofa Miklaszewskiego „Kantor
od kuchni” (to już moja druga pozycja o Kantorze tegoż autora).
I zaczęłam zwiedzanie! KM
i dwoje przyjaciół widzieli jak jestem przejęta, nie pytali o nic, oglądali
wystawę, a ja jak urzeczona napawałam się tym miejscem!
Pozwolono mi zrobić kilka
zdjęć, ale aparat zawiódł, albo moje emocje mu się udzieliły?
To co ocalało
przedstawiam.