Udało mi się jeszcze w lipcu na osiem dni pojechać nad Bałtyk.
Mieszkaliśmy w Sarbinowie. Wyjazd ten był mini spotkaniem rodzinnym. Było nas pięcioro starszych i dzieci siostry; rodzice z synkiem i córeczką.
To moje miejsce nad morzem!!! Było gwarno, ale była też cisza i spokój!
Godzinami wsłuchiwałam się w szum fal. To uspakaja, wycisza, kołysze do snu.
Wieczory spędzaliśmy na tarasie oglądając zachody słońca i rozmawiając ze sobą, opowieściom rodzinnym nie było końca, nie widzieliśmy się prawie trzy lata.
Trochę zwiedzaliśmy.
Byliśmy w Gąskach, bo nigdy nie byłam pod latarnią w Gąskach. Wieś ta była w mej pamięci taką, jak opowiadali krewni z Koszalina. Puste plaże, spokój, cisza... A tu nie!!! Wokół wieży latarni same kramy! Ulica do przystanku autobusowego jest deptakiem,a tam smakowite posiłki i pyszne lody. Wzdłuż morza kilometry domków drewnianych i przyczep, które tworzą mini miasteczka nawet że sklepami!
A oto co spotkałam naprzeciw czyściutkiego kiosku z pysznymi lodami i stoliczków przy których można przysiąść i rozkoszować się deserami lodowymi. Oto do czego zmusił miłe panie lodziarki brak dobrych obyczajów. Zaznaczam, że darmowa toaleta obok!
Byliśmy też w Chłopach, to prawdziwa rybacka przystań. Ku kolorowe kutry łowią w Bałtyku i można kupić świeże ryby! Można też zjeść coś smacznego. My wybraliśmy romopsy że śledzi w lekkiej octowo-cebulowej zalewie. Pycha!!! Nawet ja nie umiem zrobić śledzi tak smacznie, niestety.
Chłopy to maleńka wioska, która latem tętni życiem. Ma wiele uroku i można tu znaleźć ciszę i nadmorski ambaras. Stąd tylko kilometr do Sarbinowa i kilka do Mielna, a uroczo!