W zimowe ferie przyjechała do mnie wnuczka, tegoroczna maturzystka. Pojechaliśmy ( wnuczka, KM i ja) kupić sukienkę na studniówkę.
Wnuczka jest osobą konkretną, bardzo zdolna matematycznie, zawsze myślałam, że wie czego chce.
Ale nie!!!
Dwie galerie handlowe, dziesięć mierzonych sukienek i...nic!
Każdą sukienkę mierzyła, przeglądała się w lustrze, robiła zdjęcie i wysyłała mamie i cioci. Mnie podobała się w każdej, od czerwonej, niebieskiej, po czarną. Nieśmiało krytykowałam duże dekolty, choć widziałam, że jest jej w nich pięknie. A tu ciągle sukienka nie wybrana. Myślałam sobie: - Trudno! Dobrze, że zjedliśmy tu obiad, bo wszyscy byśmy tu padli z głodu.
Zapadła decyzja,że jedziemy do mojej córki, cioci wnuczki. Zaczęło się oglądanie zdjęć i dzwonienie do mamy. Po prostu burza mózgów!
Wnuczka spojrzała na KM i zadecydowała: - Jedziemy, wracamy do galerii, gdzie mierzyłam czarne sukienki.
I tak, oto pierwsza z dziesięciu mierzonych sukienek, zwyciężyła.
Odetchnęłam z ulgą. Czułam, że i tak jestem szczęściarą, bo uczestniczyłam w ważnym wydarzeniu z życia mojej wnuczki!