Ostatnia wizyta młodszej
wnuczki skłoniła mnie do zastawiania się nad wagą przedmiotów, które wokół
siebie gromadzimy! Już nie pamiętam w jakim kontekście padły te słowa, ale
właśnie ta wypowiedź utkwiła mi w pamięci. „Nieważne czy to jest ładne,
najważniejsze jaką ma historię.”
Pomyślałam wtedy o małym dzbanuszku w groszki, który jest
ze mną kilkadziesiąt lat. Był nawet wtedy, gdy nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Był zawsze, po prostu był i już.
Ale miał krótki okres, że
zabrakło go w domu moich rodziców.
Wróćmy do najwcześniejszego dzieciństwa. Pamiętam biały
kredens z szybkami w kwiatki, który był naważniejszym meblem w kuchni, wiem, że
tam za szybą widać było wyraźnie niebieskość dzbanuszka. Często kwasiło się w
nim mleko, albo stygł w nim smażony żółciutki ser, bywało, że powidła, albo
miód i wtedy dzbanuszek prezentował swe wdzięki w spiżarce wśród misek, garnków
i słoików z jedzeniem.
W kuchni był też duży stół
i wszyscy sześcioro mieliśmy przy nim swoje miejsce. Ciepło biło z pieca z
fajerkami opalanego węglem, gotowała się na nim woda na herbatę i zasiadaliśmy
do kolacji, a mama stawiała na stole kolorowe, wcześniej przygotowane kanapki,
albo tylko chleb, margarynę (rzadziej masło), smaczny dżem, może i trochę
wędliny, i smżony ser. Wtedy to, na stole królował niebieski dzbanuszek. Zawsze
przyciągał mój wzrok.
Gdy najmłoszy brat skończył siedem lat, mama wróciła do
pracy. Trudno to nazwać powrotem, nie uczyła już w szkole, nie miala warunków, by uzupełniać wykształcenie, podjęła
się pracy w sklepie. Za tą pracą przemawiało to, że sklep był bardzo blisko
domu i mogliśmy mieć z mamą kontakt, a mama z naszą czwórką. Ojciec w południe
wracał z poczty i szedł zastąpić ją, a mama gotowała obiad, a gdy to nie było
możliwe, ojciec świetnie sobie radził w roli kucharza. Do dziś pamiętam pożywną
zupę pomidorową, pełną warzyw, na mięsie, ale z ziemniakami! Nie chciałam jeść,
bo lubiłam z makaronem. Nie lubiłam tego ojcowskiego wynalazku, nie wiem, czy
sam tak wymyślił? A może w jego domu tak
smakowała pomidorowa? Dziś bym tę zupę porównała do gulaszowej.
Ale wróćmy do głównego tematu opowieści. Po
kilku latach kupiono nowe meble do kuchni. Takie proste, nowoczesne na owe
czasy, możnaby je porównać do segmentów, białych, z popielatymi dodatkami. We wnękach tych mebli stało kilka drobiazgów,
między innymi niebieski dzbanuszek.
Mama do pracy zabierała jedzenie i pewnego razu zabrała coś w moim dziś,
ulubionym naczyniu. Nikt z nas nie zauważył braku tegoż przedmiotu.
Minęlo
pewnie sporo czasu, dorastałam, już nie byłam małym dzieckiem. Byłam
najstarsza, to zawsze byłam duża.
Mamę przeniesiono do
innego sklepu, ten w który pracowała był, niestety, monopolowy.
Dawno,
dawno temu, jak mama z nami była ciągle w domu, a tato w pracy na poczcie,
ojciec pewnie zaglądał z sąsiadami do tego przybytku rozrywki, widziałam , że
to mamę bardzo denerwuje i postanowiłam wziąć los we własne ręce. Poszłam do
pani sprzedającej alkohol i stanowczo zakazałam jej sprzedawać cokolwiek mojemu
ojcu. ( Do dziś to pamiętam, musiała być to dla mnie wielka trauma! Muszę
sprawiedliwie dodać, ze ojciec był wspanialym człowiekiem, pracowitym, opiekuńczym
i odpowiedzialnym, ale mama nie tolerowała jego słabości do alkoholu!). W domu
nie przyznałam się do tego kroku. Nie wiem, czy ojcu sprzedano, czy nie
sprzedano wódki. Do tego kroku
przyznalam się po wielu latach, jak ojciec już nie żył. Kochałam go bardzo i
nie chciałam robi ć mu przykrości. Dziś też myślę, ze byłam dość zuchwała i
krnąbrna, ale… wróćmy do tematu.
Mamę
przeniesiono do odległego o kilka kilometrów od domu sklepu. Sklep był
spożywczy i było jej naprawdę ciężko. Ojciec nie mógł jej zastępować, bo to
przecież kotrola sanepidu itp. Ojciec gotował nam obiady, często pomidorową z
ziemniakami i inne zdrowe jego zdaniem, jedzenie. Nikt nie był głodny, było
dobrze, my z rok młodszą siostrą, też potrafiłyśmy coś tam w kuchni zrobić. Tak
minęło kilka lat.
Codziennie
wracając ze szkoły mijałam sklep monopolowy. Trochę wstydziłam się mini
awantury, którą tam lata temu zrobiłam, ale z czasm zaczęłam to
bagatelizować. Przechodziłam obojętnie,
często zajęta jakąś zabawą, jak skakanie z kafelka chodnika na kafelek, albo
chichraniem się z kolezankami z klasy. Ale pewnego razu na parapecie okna w
zapleczu tegoż sklepu dojrzałam niebieski dzbanuszek w białe kropki. To nasze!
Z naszej kuchni!!! Byłam tego pewna! W domu szukałam tego naczynia, mamy
pytałam, bagatelizowała! Mówiła, że to możliwe, iż przed laty nie zabrala go z
dawnego miejsca pracy.
Postanowiłam
odzyskać ten przedmiot! Następnego dnia weszłam do sklepu. Było mi wstyd tam
wejść, przecież to był sklep z wódką i małe dziewczynki tu nie zaglądały!
Spojrzałam na sprzedawczynię i …zaniemówiłam. Była to ta sama pani, do której
skierowałam tę wstydliwą prośbę kilka
lat temu. Pamiętałam, bałam się, że ona też. Wyszłam szybciutko ze sklepu kłaniając się i przepraszając, byłam pewna,
że nie zostałam zauważona. Ale chęć
posiadania była większa od wstydu! Po kilku dniach weszłam do monopolowego i
przedstawiłam swoją prośbę. Ekspedientka poszła na zaplecze i wręczyła mi nasz,
mój, niebieski w biale kropki
dzbanuszek. Uśmiechając się do mnie zaznaczyła, ze jestem bardzo odważnym
dzieckiem, bo pamiętała moją prośbę. Mówiła, ze od tej pory niechętnie
sprzedawała alkohol mężczyznom co wiedziała, ze mają małe dzieci. Ale, cóż,
taką miała pracę.
Kobieta ta długie lata pracowała jeszcze w tym
sklepie, kłaniałam jej się grzecznie, a ona uśmiechała się do mnie. Nigdy nie
powiedziała o mojej prośbie, ani ojcu, ani matce.
A dzbanuszek z alkoholową historią w tle jest mój i
króluje w kuchni!!!
Urocze dzbanuszki :) Czy to Twoja kuchenna kolekcja?
OdpowiedzUsuńI ładne, i z historią...
Również mam dzbanek z historią, wyłowiony z dna babcinej studni. Wprawdzie bez ucha, ale i tak mam do niego sentyment. Pozdrawiam cieplutko.
Tak,to moja kolekcja w kuchni,a tytułowy dzbanuszek to trzeci od lewej.Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńTak pomyślałam, że to ten trzeci :) ale wszystkie są śliczne. Kocham szkło i z miejsca zakochałam się w kobaltowym.
UsuńPiękna historia... taka nostalgiczna. I u mnie w szafie siedzą dwa "historyczne" zestawy - dzbanek i filiżanki...
OdpowiedzUsuńWiele rzeczy co nas otacza ma swoją historię, na pewno ciuszki też!!! Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńcudna historia...a te dzbanuszki widziałam dawno temu na interiowym blogu....może na innym zdjęciu...
OdpowiedzUsuńTak, były na blogu w Interii,ale zdjęcie jest nowe, dzisiejsze. Pozdrawiam,dziękuję.
UsuńMam jeden historyczny pamiątkowy dzbanuszek- mały, srebrny. Gdy moich dziadków wyrzucano po powstaniu z Warszawy, dziadek schował ten dzbanuszek i....budzik, w nawiewie szafek kuchennych wmontowanych pod oknem. Gdy w marcu 1945r wrócili do W-wy okazało się, że kamienica nadal stoi i nie jest wypalona jak reszta domów przy tej i sąsiednich ulicach. Tu do samego końca był sztab niemiecki, więc dom ocalał.Okazało się, że ten dzbanuszek i budzik to były jedyne cenne rzeczy, które ocalały- reszta, zakopana w piwnicy oraz wszystko co było w mieszkaniu zniknęło.W jednym z pokojów leżały jeszcze na podłodze zdjęcia rodzinne, z których część była nadpalona. Sam album też przepadł.Nic dziwnego- wierzch okładki był zdobiony masą perłową.
OdpowiedzUsuńI stoi ten srebrny dzbanuszek u mnie, wśród różnych pamiątkowych durnostojek z różnych wyjazdów.
Gdy ktoś się dopytuje a skąd przywiozłaś ten srebrny dzbanuszek? to mówię: sprzed wojny.
Miłego;)
Piękna, wojenna historia srebrnego dzbanuszka! Pozdrawiam i dziękuję.
Usuńprzepiękna historia... masz dar opowiadania... ażwróciłam do mego domu rodzinnego i herbacianego imbryka... chyba mam go do dzisiaj, o ile jeszcze jest, stoi w najdalszej czeluści szafki...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało, że przypomniał Ci się Twój imbryczek. Odszukaj go i nadaj mu nowe życie. Pozdrawiam i dziękuję.
UsuńHistoria Twojego dzbanuszka przypomina mi inną ...mianowicie baśń Andersena "Imbryk" .Tylko imbryk żle skończył bo rozbity i wyrzucony na śmietnik ,a Twój dostanie się na pewno wnukom.
OdpowiedzUsuńMój też trochę popękany, nie wiadomo co przeżył w czasie wojny!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za wizytę, serdecznie pozdrawiam.
Też jak się zastanowię mam parę przedmiotów z którymi wiążą się ciekawe historie. Bardzo zajmująca historia muszę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńCóż takie uroki jesieni chyba. :)
Pozdrawiam!
Dziękuję za wizytę. Pomyśleć, zwyczajna rzecz, a nadzwyczajna. Pozdrawiam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPiękna historia.Ja też mam w domu większy dzbanek z przykrywką powinnam co wyrzucić bo się z niego źle leje,ale stoi bo ma swoje lata i taka pamiątka ,których jest więcej w domu.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Myślę, że pamiątki trzeba szanować. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTo fakt, ale wszystko ma się ku lepszemu jeśli o moją ciocię chodzi, mam nadzieję, że jak kiedyś tam w najbliższych dniach się skontaktujemy wszystko będzie jak należy z wynikami.
OdpowiedzUsuńTak, podyplomowe roczne studia zaczynam w ten weekend. :)
Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW taki jesienny czas fajnie snuje i czyta się takie historie czułe i melancholijne. Swoją drogą - są przypadki czy ich nie ma?
OdpowiedzUsuńMyślę, że często o wielu rzeczach decyduje przypadek, a nim kieruje ktoś Bardzo Ważny. Na pewno nie drobiazgami! Po cóż Mu takie drobne kłopoty?
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Miło mi się czytało Twoją opowieść o dzbanuszku. I super, że go odzyskałaś. Jakby się porozglądać po domach, to pewnie każdy znalazłby jakiś przedmiot z którym jest związana jakaś ciekawa historia sprzed lat. Pozdrawiam 😉
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę. Chciałam dostać się na Twój blog, ale nie udaje mi się, na pewno jeszcze spróbuję. Pozdrawiam i miło mi, że tu zajrzałaś. B.
OdpowiedzUsuńDzbanuszek tym cenniejszy, że ma swoją historię. Bardzo ciekawie się czyta te wspominki, takie opowieści toworzą rodzinę, jej historię.
OdpowiedzUsuń