wtorek, 30 sierpnia 2016





Weekend spędziliśmy w Bydgoszczy. Było super! O tym opowiem innym razem.

Pragnę myślami wrócić do Krakowa.

Wybierając się do Krakowa bardzo pragnęłam zbaczyć Cricotekę. To były moje ciche plany, moje marzenie. Kilka lat temu, gdy płynęłam Wisłą, widziałam wielki napis CRICOTEKA. Wiedziałam, że jest to centrum Kantora w budowie. Bałam się, że moje plany nie będę w stanie zrealizować, był nas przecież cały autobus!

Udało się! W czworo urwaliśmy się z wycieczki i przeprawiliśmy się przez Wisłę, pod muzeum zawiózł nas Pan Samochodzik, opowiadał bardzo interesująco, zatrzymywał się w ciekawszych jego zdaniem miejscach i sam był ciekaw, gdzie na Kazimierzu mieści się ta Cricoteka!

I oto ukazało nam się  cudo, dworek cały w szkle!!! Połączone stare z nowym. Wydało mi się takie kantorowskie! Oniemiała i bardzo podniecona weszłam do budynku.

Kupiliśmy bilety i udałam się do małej księgarni w której kupiłam książkę Krzysztofa Miklaszewskiego „Kantor od kuchni” (to już moja druga pozycja o Kantorze tegoż autora).

I zaczęłam zwiedzanie! KM i dwoje przyjaciół widzieli jak jestem przejęta, nie pytali o nic, oglądali wystawę, a ja jak urzeczona napawałam się tym miejscem!

Pozwolono mi zrobić kilka zdjęć, ale aparat zawiódł, albo moje emocje mu się udzieliły?

To co ocalało przedstawiam.

 

piątek, 26 sierpnia 2016

Dziś po pracy ruszamy do Bydgoszczy. Chcemy zwiedzać miasto. Tu KM kończył szkołę średnią i studiował. Pragnie pokazać mi miasto swojej młodości. To samo,  ale nie takie samo.
A co łączy ten obrazek z Krakowem? O tym w innej notce.



środa, 24 sierpnia 2016

W Krakowie, w hotelu i na Wawelu.

 
Minął kolejny wekend, lato ucieka! Już czuję, że niedługo nastąpi nieoczekiwany koniec lata!

 Przejdźmy do wspomnień.

 Początek sierpnia, Kraków.

Krążyliśmy po Kleparzu, by dostać się pod hotelik na Długiej. Już myślałam, że to rondo w Wąchocku i nie ma z niego zjazdu!!! ( Czy ktoś pamięta jeszcze serię dowcipów o Wąchocku?) Kierowca autobusu , skromny chłopak ze wsi, bał się zatrzymać w niedozwolonym miejscu. Po kilku objazdach wokół zdesperowany, wysadził nas, dając nam trzy minuty na wysiadanie. Nie było tak łatwo, bo mieliśmy dziecko niepełnosprawne z wózkiem, ale faceci uwijali się jak w ukropie.

Zerkaliśmy na kamienicę w której mieliśmy mieszkać i w oknie ujrzeliśmy naszych gości z Arizony! Machali, śmiali się do nas i wydawali okrzyki radości. To był dowód na to, że jesteśmy „w domu”.

            Wieczór spędziliśmy na Starym Rynku. Nie było wiadomo czym się cieszyć bardziej i na co patrzeć. Urzekał nas spacer plantami, a potem urok uliczek, które prowadziły prosto pod Sukiennice.

 


Wawel, to miejsce, które musieliśmy pokazać dzieciom i gościom przede wszystkim. Po porannym śniadaniu w „Bibliotece Magellana” wyjechaliśmy na Wawel. Kolejny raz kierowca wiercił się po uliczkach, a przecież to niedaleko, doszlibyśmy pieszo!
  Na Wzgórze Wawelskie pojechaliśmy wszyscy, z przyjaciółmi z Arizony na czele. Zwiedzaliśmy zamek z przewodnikiem, byliśmy w komnatach królewskich, w katedrze wawelskiej z królewskimi grobami, skarbiec królewski i część osób weszła na wieżę , by dotknąć dzwonu Zygmunta.
            Na Wawelu wręcz czuje się, że patrzy na nas HISTORIA!
Dzień 4 sierpnia był dniem, kiedy przygotowywano katedrę na przyjęcie ciała z trumną kardynała Franciszka Macharskiego. Czuło się powagę chwili.
Myśląc o tym, że nazajutrz spocznie tu ukochany przez krakowian dostojnik kościelny, myślałam o tych co tu znaleźli swoje miejsce na wieczne spoczywanie. Wzruszył mnie grób Marii i Lecha Kaczyńskich. Skromny i na uboczu, pomijany przez wielu zwiedzających. Przykre.
Opuszczaliśmy Wawel wracając grupkami, szliśmy drogą królewską w stronę Starego Rynku. Szliśmy Kanoniczną, potem Grodzką, a ulicami podążały tłumnie delegacje z całej Polski, za kilka godzin tędy miał przejść kondukt żałobny z Franciszkańskiej na Wawel. Postanowiliśmy być widzami tej historycznej chwili.
Dzień na Wawelu był dla mnie dniem refleksji i zadumy.
 

niedziela, 21 sierpnia 2016

W zamku Pieskowa Skała.


 Zmęczyć też się można oglądaniem pięknych miejsc i doświadczaniem zachwytu.

Chyba brzmi banalnie!!! Jestem zmęczona wypoczynkiem, ale obiecuję solennie, dojdę do siebie!

Nie chcę pisać sprawozdania z podróży do Krakowa, chcę, żeby w mojej relacji było wiele o uczuciach i przeżyciach, a nie o tym, gdzie byłam i co widziałam.

Było nas dwadzieścioro. W tym czworo dzieci. A my tworzyliśmy grono przyjaciół, którzy mieli towarzyszyć znajomym z Arizony. Amerykanie to najbliższa rodzina naszych przyjaciół, a że są to ludzie lubiani, aż cztery małżeństwa oprócz rodziny pojechało zabawiać zagranicznych gości. Jechaliśmy autobusem, więc musieliśmy mieć taki program, który zadowoli wszystkich. Po drodze spaliśmy w Dąbrowie Górniczej, nie wiem dlaczego, ale do grupy trzeba się przystosować!

 





Rano po śniadaniu w hotelu wyruszyliśmy w okolice Ojcowa. Planowaliśmy zwiedzić zamek Pieskowa  Skała.
Zamek położony jest w dolinie Prądnika koło Ojcowa. Pierwsza wzmianka o nim notowana jest w 1315 roku za Władysław Łokietka.
 
            Kręcono tu wiele filmów, między innymi „Janosika” i „Ogniem i mieczem”.  
Chcieliśmy koniecznie pokazać to cudo dzieciom.
Przyjechałam tu po latach i nie wszystko pamiętałam, starannie zwiedzałam kolejne sale trzymając informacje o wystawianych eksponatach w ręku.
 

piątek, 12 sierpnia 2016

Za mną cudowny Kraków, przede mną wizyta gości. Cieszę się, ale nie mam czasu zająć się opisem zdjęć z Krakowa.
Powiem Wam szczerze ciężko prowadzić blog z ukrycia.
Zapiski dzisiejsze są z komórki, a bruk z Krakowa:))