czwartek, 29 czerwca 2017

Jeszcze trochę pomarudzę!

W Ciechocinku zwiedziliśmy Warzelnię Soli, muzeum.
Moją uwagę zwróciły wystawiane tam w nieczynnej części warzelni sprzęty do rehabilitacji. Stare, sprzed stu lat.
Ten powyżej to wygląda jak dzisiejszy "atlas" !

A to rower stacjonarny. Podejrzewam, że Kettler wzorował się na sprzęcie z Ciechocinka.
Tak wyglądała dawniej ławeczka do ćwiczeń.
Ten przyrząd mnie przerażał! Był przeznaczony do ćwiczeń dłoni!
W tej kabinie po włączeniu wszystkich żarówek zamykano pacjenta, tak leczono ciepłem.

Pokazywałam te zdjęcia przyjaciołom
 Pytali mnie, czy byłam w muzeum tortur?
Dotychczas myślałam, że siłownie to wynalazek współczesnej techniki.
A to wcale nie jest prawdą!

piątek, 23 czerwca 2017

Jeszcze trochę o Ciechocinku...




 Ciechocinek, miasto całe w kwiatach i fontannach!
Na deptaku parada strojów, od turystycznych po wieczorowe! Kramy pełne kolorowych drobiazgów i słodkości. Gwarno, tłoczno jak na nadmorskiej promenadzie, a kilka kroków dalej spokój, park, ławeczka w cieniu.
A parki pełne jaśminów i czarnego bzu, a zapach zniewalał, kusił do spacerów nocą.

środa, 21 czerwca 2017

Na deptaku w Ciechocinku...

Wróciliśmy z Ciechocinka w niedzielę. Wypoczęci, naładowani dobrą energią, zadowoleni, że tak wiele  rzeczy nam się podobało i chwilami zachwycało!
W tym sanatoryjnym miasteczku spędziliśmy długi weekend, od czwartku do niedzieli. Mieszkaliśmy w nowoczesnym, usytuowanym w cichym zakątku hotelu. Tu nas rozpieszczano smaczną kuchnią, miłą obsługą, bardzo wygodnym pokojem, no i ciszą!!! Tu zawsze było cicho! Pomimo, że w restauracji było wesele z dyskoteką, że było sporo małżeństw z maluchami.
Ciechocinek jest miasteczkiem zajmującym się lecznictwem od 180 lat. Zawdzięcza swą sławę uzdrowiska źródłom solankowym. Solanka to woda chlorkowo-sodowo-jodkowa. I właśnie wody te leczą.
Solanka leczy, a cały proces leczniczo- produkcyjny  kończy się otrzymywaniem, warzeniem soli.
W 1788 roku odkryto źródła solankowe i już w 1791 zadecydowano o budowie warzelni soli, a w latach 1824 do 1859 ukończono budowę trzech tężni i proces warzenia soli działał.
Trudno mi było zrozumieć, że proces otrzymywania soli zaczyna się przy fontannie solankowej Grzybek, potem podawany za pomocą pomp płynie do tężni, a stamtąd do Warzelni Soli.
No, cóż nawet przy technice dziewiętnastowiecznej trochę się gubię, wiadomo, kobieta!

Wszystko widziałam, zwiedziłam, oddychałam solanką ile tylko się dało, solankową wodę, "Krystynkę" piłam, sól kuchenną w Warzelni kupiłam.
Zdjęcia tu zamieszczone zrobiłam sama.
1.Patio w hotelu.
2.Kwiatowy zegar w centrum Ciechocinka.
3.Widok z hotelowego balkonu.
4.Grzybek pełen solanki.
5.Fragment tężni 2.
6.Sól warzona w Ciechocinku w moim domu.
cdn.

wtorek, 13 czerwca 2017

Na wesoło!

Teraz już wiem, dlaczego nie mogę nadążyć z obowiązkami!
Jutro muszę szykować się na wyjazd do Ciechocinka! Weekend w Ciechocinku! Cieszę się, odpocznę!
" Na deptaku w Ciechocinku..." Wrócę to opowiem co i jak! Podobno "...sens głęboki Ciechocinek ma..." Sprawdzę.

sobota, 10 czerwca 2017

Pożegnanie z bratkami.

Dziś na balkon wkroczyły pelargonie. Jedna inna, jest przeznaczona na parapet. Dziś jest tylko oswajana.
Cały dom stroją bratki!
Stoją w kuchni w dzbanuszku z historią.
W sypialni, w saloniku, na parapetach.


Stwierdzam: ja to się cieszę byle czym! Byle co mnie cieszy!!!

wtorek, 6 czerwca 2017

"Księżniczka czardasza" Emmericha Kalmana.

Byłam w operze Nova w Bydgoszczy. Widziałam, słyszałam, podziwiałam operetkę "Księżniczka czardasza" Emmericha Kalmana. Ta barwna i pogodna opowieść o miłości chwilami oczarowywała, chwilami wzruszała, rozśmieszała i bywało, że chciało się śpiewać z chórem​ czy solistami lub tańczyć z baletem.
"Księżniczka czardasza" powstała w przededniu pierwszej wojny światowej. Treść dzieła, jak już pisałam to miłość, miłość arystokraty Edwina do gwiazdy kabaretu Sylvii. Akcja oryginału toczy się w Budapeszcie i Wiedniu.
Reżyser, Wojciech Adamczyk ( ten sam co reżyserował "Ranczo") operetkę odkurzył, zrewaloryzował i akcję przeniósł do Warszawy lat dwudziestych.
Widowisko imponowało mi rozmachem. Do tejże sztuki Maria Balcerek zaprojektowała przepiękne, bogate stroje, a było to aż 350 kostiumów!
Muzyka porywała, orkiestra pod dyrekcją Piotra Wajraka wtórowała chórowi i solistom. Z przyjemnością słuchałam nieśmiertelnych arii: "Bo to jest miłość", "Artystki, artystki, artystki z varietes", "Czardasz, czardasz". Podziwiałam znakomitą artystkę w tytułowej roli, Urszulę Piwnicką.
Podziwiałam balet i choreografię.
Szczególnie podobała mi się rola Antoniego Dowejko, przyjaciela Sylvii i Edwina. W tej roli wystąpił Jakub Zarębski, był perłą przedstawienia!
Zobaczcie sami!
Sama sobie się dziwię, że dotychczas sądziłam, iż nie lubię operetki!!!