sobota, 29 lipca 2017

Zatrzymałam się w połowie lata.

Lato w pełni. Muszę podsumować co się u nas działo.
 Czerwiec minął pod znakiem wypoczynku w Ciechocinku. Dzieci – wnuki rozpoczęły wakacje. Wnuczka duża i mała otrzymały świadectwo z czerwonym paskiem. Są zdolne, pracowite i ambitne. Szczególnie podziwiam córkę syna, dużą wnuczkę, skończyła pierwszą klasę liceum z wyróżnieniem, a to najlepsze liceum w mieście. Jestem z niej bardzo dumna! Jej starszy brat też otrzymał promocję do następnej klasy technikum, ale szału nie ma, nie lubi się uczyć. Szkoda, bo jest zdolny. Jest już w trzeciej klasie technikum rolniczego. A co dalej, zobaczymy. Najmłodsza wnuczka, córka córki, bardzo pracowita, zdolna, z artystycznym zacięciem do rysunku.

            W ostatnim tygodniu czerwca moja ostatnia ciocia, ojca bratowa, obchodziła dziewięćdziesiąte urodziny. Był uroczysty obiad w lokalu i moc życzeń od dużej rodziny. Nie przypuszczałam, że w wiejskim lokalu tak pięknie nakrywają, a jak smacznie gotują! Palce lizać! Temu wydarzeniu muszę poświęcić osobną notkę.
  Lipiec nie obfitował w wielkie atrakcje. Za mną urodziny i imieniny najmłodszej siostry. Było spokojnie i bardzo rodzinnie.
Trzy weekendy spędziliśmy na działce. Jeden z córką i jej rodziną, drugi z siostrą, a trzeci sami. Musieliśmy poczuć atmosferę bycia działkowiczem. To była dopiero nasza czwarta wizyta w tym miejscu. Sto kilometrów to spora odległość, by tak co weekend dojeżdżać.
W minionym tygodniu obchodziłam urodziny, niespodziewanie odwiedził mnie syn z żoną i córką, syn ich pracuje na wsi u drugich dziadków, więc był nieobecny.  (Szczerze? Bardzo tęsknię za bliższymi kontaktami z wnukiem, takie tylko poprawne to dla mnie za mało!) Była to dla mnie wielka niespodzianka, siedzieliśmy  do późnych godzin, nie mogliśmy się sobą nacieszyć!!! We mnie znowu odezwał się syndrom pustego gniazda!

No i w poniedziałek ostatni dzień lipca. A co przyniesie sierpień? Spodziewam się wszystkiego dobrego.

Ps. Niechcąco usunęłam poprzedni post ze wszystkimi komentarzami. Bardzo żałuję, nie są już do odzyskania. Przepraszam.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Cieszmy się latem!

Weekend spędziliśmy  na działce. Piękna pogoda, spacery wśród zieleni i kwiatów pozwoliły nam odpocząć od codzienności.
Szkoda, że na działkę mam powyżej stu kilometrów. Za rok planujemy przeprowadzkę i wtedy będzie bliziutko!







Tak się pysznią kwiaty na sąsiednich ogrodach!

A na mojej działce cichutko, skromniutko. W zieleni buszuje ptak, śpiewa dla mnie! Pelargonie w donicach czerwienią się jak panny na wydaniu! Kot cicho mruczy i domaga się pieszczot.

Sielsko - anielsko!

czwartek, 6 lipca 2017

Śniadanie... i skojarzenia.


Przeglądając córki bibliotekę spojrzałam na egzemplarz „Śniadania u Tiffaniego” Trumana  Capote. Pomyślałam – czytałam. Wzięłam jednak książkę do ręki i zamyśliłam się. Zastanawiałam się, dlaczego to opowiadanie zawsze przewodzi mi na myśl obraz Edouarda Moneta „Śniadanie na trawie”? Czy dlatego, że widziałam ten obraz w Paryżu? Czy z powodu podobnych tytułów?

Przeczytałam opowiadanie jeszcze raz.

Śledziłam losy lekkomyślnej Holly, głównej bohaterki. Podziwiałam jej marzycielską naturę i zdawałoby się beztroskie podejście do życia. Ani razu nie wydała mi się ani wulgarna, ani też dziewczyną o lekkim prowadzeniu. Przeciwnie, była zawsze elegancka, skłonna pomagać innym.
Holly Golightly leżąc po zabiegu w szpitalu, przed otwarciem listu od kochanka, mówi: "Dziewczyna nie może czytać takich rzeczy bez szminki”. Nie czuła nienawiści do mężczyzn, którzy ją wykorzystywali, a wszyscy ją kochali. Ona chciała być tylko bogata. Tęskniła jednak za stabilizacją, za czymś swoim i sama chciała być czyjaś. „Gdybym znalazła prawdziwy dom, w którym czułabym się jak u Tiffaniego…”- marzy Holly. Kochała luksus, była młoda, piękna i pragnęła być bogata.

            Myślałam o tym co tam u Tiffaniego tak zachwycało dwudziestolatkę?
Może marzył jej się szczerze dany pierścionek z brylantem?

 Może nie? Mówiła przecież: „Uważam, że noszenie brylantów przed czterdziestką jest wulgarne.”

Może zachwycała ją elegancja i spokój salonów Tiffaniego? Tam czułaby się sobą?


Zaczęłam interesować się słynną amerykańską firmą jubilerską Tiffany & CO. Założył ją Charles Lewis Tiffany (1812 – 1902) i do dziś słynie z luksusowych salonów jubilerskich, a jej znakiem firmowym są piękne i skromne turkusowe pudełka.
 

Jednak myśl o związku książki z obrazem nie dawała mi spokoju!


Oto „ Śniadanie na trawie” Edouarda Maneta, obraz powstał w latach 1862 – 1863.

Patrzę uważnie na postać nagiej kobiety, na pewno jest to apoteoza kobiecego ciała!

Wszyscy są ubrani, a ona śmiało, bez skrępowania patrzy nam prosto w oczy.

Jest młoda, piękna i niczym nie skrępowana. Jak Holly?

ps. Zdjęcia znalazłam w Internecie.


niedziela, 2 lipca 2017

W Nieszawie nad Wisłą i w Raciążku.





 Nieszawa to maleńkie miasteczko oddalone 8 km od Ciechocinka. Można je nazwać miastem - muzeum. Mimo swej skromności i marazmu jaki tu panuje, można się nim zachwycić! W Nieszawie dzieje się akcja filmu "Wiosna panie sierżancie" z 1974 roku. Można tu przeprawić się na drugą stronę Wisły jedynym w Polsce promem bocznokołowym. Jest w Nieszawie też piękny piętnastowieczy kościół z barokowym wnętrzem.
Bardzo ciekawe jest też muzeum w Nieszawie.
Jest ono poświęcone Stanisławowi Noakowskiemu tu urodzonemu, wybitnemu teoretykowi architektury, pedagogowi, rysownikowi i malarzowi.
W muzeum jest też wystawa twórczości Ludwika Baucharda, nauczyciela Noakowskiego.
 Muzeum jest pięknie i bogato wyposażone, a pani kustosz to kopalnia wiedzy.

Obejrzałam też ruiny w Raciążku. To tylko 3km od Ciechocinka. Oto one.