piątek, 31 stycznia 2020
"Narodziła się nowa tradycja..."
Pierwszy raz zaproszono mnie na Bebe Shawer. Moja pupilka za kilkanaście dni urodzi! Spotkałam się z jej rodziną, koleżankami. Było nas kilkanaście. Same kobiety. Były opowieści o własnym dzieciństwie, o porodach, po prostu opowieści różnej treści.
Wszystko trwało nieprzyzwoicie długo! Do północy! A przecież wśród nas była przyszła matka na "ostatnich nogach"!
sobota, 21 grudnia 2019
"Krok po kroczku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku, idą święta..."
sobota, 7 grudnia 2019
Smutek ogromny...
Długo uciekałam wspomnieniami od rzeczywistości. Może chciałam odczarować to co złe, tragiczne, nieuchronne?
W czasie szczęśliwych dni na Podlasiu, właśnie w Siemiatyczach zadzwoniła do mnie siostra.
Spokojnym głosem poinformowała mnie, że ma raka mózgu!
Było to po 20 sierpnia! Chciałam ją pocieszać, być z nią, przytulić! A byłam tak daleko!
Siostra leżała w szpitalu i w trakcie badań komputerowych usłyszała przerażony głos obsługujących urządzenie: M... (nazwisko), to jest rak mózgu!
I tę wypowiedź mi przytoczyła.
Po kilku godzinach zadzwonił jej najstarszy syn i przekazał mi tę tragiczną wiadomość.
Chciało mi się wyć!!! Nie płakać, wyć!
Po kilku dniach pojechaliśmy do siostry do szpitala.
Właśnie to był jej dzień urodzin. Skończyła właśnie 72 lata! Wcale nie przypominała schorowanej starszej pani! Cieszyła się naszą obecnością, trochę przy powitaniu zaczęsła jej się broda! Była taka dzielna.
Właśnie była po biopsji guzka na płucach. Miałam nadzieję, że to koszmarna pomyłka! Guzek miał tylko 18 mm! Siostra nigdy nie paliła! Jeszcze pod koniec lipca była z nami dwa tygodnie w Sarbinowie! Kąpała się w morzu! Nic jej nie było!
Niestety, wyrok się potwierdził! Rak płuc z przerzutami do mózgu.
Od tej pory przez dwa i pół miesiąca prawie codziennie towarzyszyłam siostrze w chorobie. Jeździliśmy 100 km, by być blisko niej! Wtedy po raz pierwszy żałowałam, że się wyprowadziłam z miejscowości, gdzie spędziłyśmy razem dzieciństwo, młodość i dojrzałe lata!
I tak byłyśmy razem przeszło dwa miesiące, w jej mieszkaniu. Towarzyszyli swej matce synowie z rodzinami, dwie pielęgniarki i ja z moim mężem.
Miała wspaniałą opiekę medyczną, a lekarz z domowej opieki hospicyjnej jawił mi się jako święty. O każdej porze dnia i nocy służył nam pomocą.
To były dla nas, najbliższych, ciężkie dni, ale wiedzieliśmy co jest nieuchronne... Głęboka wiara w Boga pamagała siostrze i nam godnie się pożegnać i rozstać.
Od pogrzebu minął miesiąc...ciągle płaczę! Straciłam siostrę i przyjaciółkę. Wszystko boli bardzo!
W czasie szczęśliwych dni na Podlasiu, właśnie w Siemiatyczach zadzwoniła do mnie siostra.
Spokojnym głosem poinformowała mnie, że ma raka mózgu!
Było to po 20 sierpnia! Chciałam ją pocieszać, być z nią, przytulić! A byłam tak daleko!
Siostra leżała w szpitalu i w trakcie badań komputerowych usłyszała przerażony głos obsługujących urządzenie: M... (nazwisko), to jest rak mózgu!
I tę wypowiedź mi przytoczyła.
Po kilku godzinach zadzwonił jej najstarszy syn i przekazał mi tę tragiczną wiadomość.
Chciało mi się wyć!!! Nie płakać, wyć!
Po kilku dniach pojechaliśmy do siostry do szpitala.
Właśnie to był jej dzień urodzin. Skończyła właśnie 72 lata! Wcale nie przypominała schorowanej starszej pani! Cieszyła się naszą obecnością, trochę przy powitaniu zaczęsła jej się broda! Była taka dzielna.
Właśnie była po biopsji guzka na płucach. Miałam nadzieję, że to koszmarna pomyłka! Guzek miał tylko 18 mm! Siostra nigdy nie paliła! Jeszcze pod koniec lipca była z nami dwa tygodnie w Sarbinowie! Kąpała się w morzu! Nic jej nie było!
Niestety, wyrok się potwierdził! Rak płuc z przerzutami do mózgu.
Od tej pory przez dwa i pół miesiąca prawie codziennie towarzyszyłam siostrze w chorobie. Jeździliśmy 100 km, by być blisko niej! Wtedy po raz pierwszy żałowałam, że się wyprowadziłam z miejscowości, gdzie spędziłyśmy razem dzieciństwo, młodość i dojrzałe lata!
I tak byłyśmy razem przeszło dwa miesiące, w jej mieszkaniu. Towarzyszyli swej matce synowie z rodzinami, dwie pielęgniarki i ja z moim mężem.
Miała wspaniałą opiekę medyczną, a lekarz z domowej opieki hospicyjnej jawił mi się jako święty. O każdej porze dnia i nocy służył nam pomocą.
To były dla nas, najbliższych, ciężkie dni, ale wiedzieliśmy co jest nieuchronne... Głęboka wiara w Boga pamagała siostrze i nam godnie się pożegnać i rozstać.
Od pogrzebu minął miesiąc...ciągle płaczę! Straciłam siostrę i przyjaciółkę. Wszystko boli bardzo!
wtorek, 12 listopada 2019
W drodze do Siemiatycz.
Siemiatycze tym razem miały być naszym miejscem docelowym. Wyruszyliśmy z Białegostoku późnym rankiem, po śniadaniu, przecież były to wakacje, czas wolny od pośpiechu.
Przed nami droga do Supraśla. Niestety nikt nie planował zatrzymać się w miasteczku, choć ja tęsknym wzrokiem mijałam miasteczko. Supraśl liczy 4600 mieszkańców, leży nad Supraślą otoczony Puszczą Knyszyńską. Jest tu piękna, zabytkowa karczma, którą widziałam z daleka. W Supraślu są bogate złoża borowiny i miasto od 1999 roku ma status uzdrowiska. Jest to więc urocze miasteczko sanatoryjne!
My zaś udaliśmy się do supraskiego monasteru. To najwyższej klasy zabytek prawosławny.
To Monaster Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy. Klasztor męski. W obrębie znajdują się dwie cerkwie,
Zachwyt!
Dalej droga prowadziła nas przez
Krynki. Często Krynki określa się jako "przytulny zakątek świata". Osobliwością tego zakątka jest rondo z 12. ulicami! W środku znajduje się mini park, rosną zasadzone w okrąg bukszpany. Ulic z ronda jest naprawdę dwanaście! Przejeżdżałam, widziałam.
Pokonując oryginalne rondo jechaliśmy do Kruszynian.
Kruszyniany to wieś nadana w siedemnastym wieku przez Jana Trzeciego Sobieskiego Tatarom, za udział w wojnie z Turkami. Osobliwe to miejsce. Zamieszkuje tę wieś osiem tatarskich rodzin.
To kilka zdjęć z Kruszynian.
To meczet, który zwiedzaliśmy.
A to mizar, cmentarz tatarski, można tu odnaleźć osiemnastowieczne nagrobki.
Jeden z domów dzisiejszych Tatarów.
To droga do muzeum, gdzie chwilowo znajduje się tatarska restauracja. Obok buduje się nowa, dawna spaliła się.
Oto karczma - muzeum.
A tu żegnamy ciekawe i smaczne miejsce.
Teraz już jedziemy prosto do Siemiatycz.
czwartek, 17 października 2019
Letni wieczór w Białymstoku.
Pachnie złotą jesienią, a ja ciągle wspominam lato.
Z Łomży do Białegostoku to tylko kawałek drogi, około 80. kilometrów, a my już po pobycie w Tykocinie poczuliśmy się zmęczeni. Rozleniwił nas też pyszny regionalny posiłek i postanowiliśmy jechać do kolejnego hotelu, do Białegostoku.
Po zameldowaniu się w hotelu, molochu, spadek po PRL-u, taksówki zawiozły nas do centrum Białegostoku!!! Oniemiałam widząc rozmach i piękno tego około trzystu tysięcznego miasta!
Oto mój spacer pt. "Upalny wieczór w Białymstoku".
Podziwialiśmy Rynek Kościuszki, piękny pełen kawiarenek i kwiatów. Zwiedziliśmy kościół na rynku.
Przespacerowaliśmy się do Pałacu Branickich, by rozkoszować się dywanami z kwiatów. To był nasz Polski Wersal!
Ten wieczór w Białymstoku zapamiętam jako bardzo szczęśliwy dzień tego upalnego lata.
Przed nami była jeszcze podróż do Siemiatycz.
Trzeba więc było wracać do hotelu.
Z Łomży do Białegostoku to tylko kawałek drogi, około 80. kilometrów, a my już po pobycie w Tykocinie poczuliśmy się zmęczeni. Rozleniwił nas też pyszny regionalny posiłek i postanowiliśmy jechać do kolejnego hotelu, do Białegostoku.
Po zameldowaniu się w hotelu, molochu, spadek po PRL-u, taksówki zawiozły nas do centrum Białegostoku!!! Oniemiałam widząc rozmach i piękno tego około trzystu tysięcznego miasta!
Oto mój spacer pt. "Upalny wieczór w Białymstoku".
Podziwialiśmy Rynek Kościuszki, piękny pełen kawiarenek i kwiatów. Zwiedziliśmy kościół na rynku.
Przespacerowaliśmy się do Pałacu Branickich, by rozkoszować się dywanami z kwiatów. To był nasz Polski Wersal!
Ten wieczór w Białymstoku zapamiętam jako bardzo szczęśliwy dzień tego upalnego lata.
Przed nami była jeszcze podróż do Siemiatycz.
Trzeba więc było wracać do hotelu.
piątek, 11 października 2019
Jeszcze w Tykocinie...
Jeszcze we wspomnieniach jestem w Tykocinie. To domki, które otaczają tykociński Rynek.
Poniżej kościół na który spogląda z pomnika hetman Czarnecki.
Publikuję też zdjęcie - wzruszające miejsce w Lesie Łobuchowskim, gdzie spoczywa trzy tysiące Żydów zamordowanych przez Niemców.
Powyższe zdjęcia pochodzą z Internetu.
Tykocin kochał też król Zygmunt August. Tu po śmierci ukochanej Barbary pragnął zamieszkać. Zamek, dziś prawie całkiem odbudowany, króluje na obrzeżach Tykocina.
Oto moje zamkowe retrospekcje.
środa, 2 października 2019
Tykocin - "miasteczko - bajeczka".
Tykocin, "miasteczkiem- bajeczką" nazwała Agnieszka Osiecka.
Oto kilka wspomnień z tego niezwykle urokliwego miejsca.
Oto moje spojrzenie na Tykocin.
Spory prostokątny rynek, cały otoczony domkami, małymi kamieniczkami.
Niemcy zwozili tu Żydów z całej okolicy, na przykład z Inowrocławia. Przywieźli ich do Zawady, a stamtąd do Tykocina,skąd małymi grupkami prowadzili do lasu w Łobuchowie, na śmierć!
Jadąc mini busem do Tykocina zauważyłam po drodze, przy lesie trzy czarne autobusy, obok stały dwa wozy policyjne. Było nas ośmioro i nikt tego nie skojarzył. Wjechaliśmy do Tykocina, stanęliśmy obok Wielkiej Synagogi i mieliśmy zamiar zwiedzać to muzeum i miejsce kultu. Czekaliśmy. Z synagogi zaczęła wychodzić część zwiedzających. Byli to sami młodzi ludzie. Młodzież około 16 lat. Wszyscy byli ubrani w białe bluzki i koszule, i czarne spodnie lub spódniczki. Piękni, radośni gromadzili się przy wychowawcy. Były to trzy około 10. osobowe grupki młodzieży z Izraela, każda miała swego opiekuna.
Niestety w Synagodze zostały jeszcze dwie grupy zwiedzające, a to tyle ile mieszczą dwa autokary. Oprowadzający po muzeum stwierdził, że nie zdąży nam pokazać wnętrz do godziny 16. Szkoda. Musieliśmy zrezygnować.
Żal, że nikt przez cały nasz pobyt na Podlasiu nie opowiedział nam o tym, że trzeba zajrzeć do Lasu Łopuchowskiego, by złożyć hołd Żydom - Polakom.
A to moje kwiaty z tykocińskiej chatki złożone w hołdzie zamordowanym.
Chciałabym dalej snuć swą opowieść o uroczym Tykocinie, ale mam kłopoty, powiedzmy techniczne. Nie chcą się wklejać zdjęcia!
Powyższe zdjęcie to miejsce, gdzie można przejść na pełne zieleni patio i dalej do restauracji nad Narwią.
Tu informują nas, że w Tykocinie kręcono wszystkie trzy części filmu " U Pana Boga za piecem".
W Tykocinie też rozpoczęto kręcenie filmu " Kantor. Nigdy tu już nie powrócę." Miasteczko miało zastąpić ukochane Wielopole Kantora.
Czyżbym i ja miała nigdy tu nie powrócić? O nie!!! Powrócę, choćby w opowieściach!
Oto kilka wspomnień z tego niezwykle urokliwego miejsca.
Oto moje spojrzenie na Tykocin.
Spory prostokątny rynek, cały otoczony domkami, małymi kamieniczkami.
W środku placu znajduje się okazały pomnik hetmana Stefana Czarneckiego. Tykocin jest też nazywany miastem hetmana Czarneckiego.
Prosto, tak jak patrzy bohater Czarnecki widzimy piękny, okazały cały w bieli kościół. (Niestety nie mam możliwości przesłania zdjęcia, komórka nie sprawdza się!)
A to Wielka Synagoga. Z Tykocinem wiąże się tragedia Żydów! Tu, w pobliskim lesie Niemcy zamordowali trzy tysiące ludzi, zakopano ich w lesie w zbiorowej mogile!Niemcy zwozili tu Żydów z całej okolicy, na przykład z Inowrocławia. Przywieźli ich do Zawady, a stamtąd do Tykocina,skąd małymi grupkami prowadzili do lasu w Łobuchowie, na śmierć!
Jadąc mini busem do Tykocina zauważyłam po drodze, przy lesie trzy czarne autobusy, obok stały dwa wozy policyjne. Było nas ośmioro i nikt tego nie skojarzył. Wjechaliśmy do Tykocina, stanęliśmy obok Wielkiej Synagogi i mieliśmy zamiar zwiedzać to muzeum i miejsce kultu. Czekaliśmy. Z synagogi zaczęła wychodzić część zwiedzających. Byli to sami młodzi ludzie. Młodzież około 16 lat. Wszyscy byli ubrani w białe bluzki i koszule, i czarne spodnie lub spódniczki. Piękni, radośni gromadzili się przy wychowawcy. Były to trzy około 10. osobowe grupki młodzieży z Izraela, każda miała swego opiekuna.
Niestety w Synagodze zostały jeszcze dwie grupy zwiedzające, a to tyle ile mieszczą dwa autokary. Oprowadzający po muzeum stwierdził, że nie zdąży nam pokazać wnętrz do godziny 16. Szkoda. Musieliśmy zrezygnować.
Żal, że nikt przez cały nasz pobyt na Podlasiu nie opowiedział nam o tym, że trzeba zajrzeć do Lasu Łopuchowskiego, by złożyć hołd Żydom - Polakom.
A to moje kwiaty z tykocińskiej chatki złożone w hołdzie zamordowanym.
Chciałabym dalej snuć swą opowieść o uroczym Tykocinie, ale mam kłopoty, powiedzmy techniczne. Nie chcą się wklejać zdjęcia!
Powyższe zdjęcie to miejsce, gdzie można przejść na pełne zieleni patio i dalej do restauracji nad Narwią.
Tu informują nas, że w Tykocinie kręcono wszystkie trzy części filmu " U Pana Boga za piecem".
W Tykocinie też rozpoczęto kręcenie filmu " Kantor. Nigdy tu już nie powrócę." Miasteczko miało zastąpić ukochane Wielopole Kantora.
Czyżbym i ja miała nigdy tu nie powrócić? O nie!!! Powrócę, choćby w opowieściach!
Subskrybuj:
Posty (Atom)